Świąteczny quiz
- w języku angielskim. Dostępny TUTAJ.
 
OOPS. Your Flash player is missing or outdated.Click here to update your player so you can see this content.

Obecnie...

odwiedza nas 1 gość

Odwiedziny...

od 1 września 02: 7071150

Logowanie






Nie pamiętam hasła!
Konto? Zarejestruj mnie!

Reklama

Jesteś tutaj: Strona główna
Wycieczka koła turystycznego VI LO PDF Drukuj Email
Redaktor: Lubosz Danielewski   
17.10.2010.
Spis treści
Wycieczka koła turystycznego VI LO
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Strona 7
Strona 8
Strona 9
Strona 10
Image

W dniach 25-26 września br. miała miejsce wycieczka na trasie Łysica - Praszywka Wielka - Bendoszka - Przełęcz Przegibek - Hala Rycerzowa. W jesienne góry wybrali się członkowie koła turystycznego VI LO z panem profesorem Luboszem Danielewskim na czele. W artykule znajdziecie ciekawy opis wycieczki autorstwa pana profesora Danielewskiego oraz zapierające dech w piersiach piękne jesienne fotografie naszego Beskidu Żywieckiego wykonane przez Dominikę.

Zacznijmy od prognozy pogody. Bo ostatnimi czasy było wręcz fatalnie. Deszcz, zimno, pochmurno. Pod psem, jak mówi się na taką aurę. No i całkowity brak słońca sprzyja ponuractwu.

Prognozy długoterminowe pokazują weekendową poprawę. Sobota – słonce i 20 stopni Celsjusza, niedziela, ciepło, choć mają przyjść chmury. Nie ma się co zastanawiać. Może w najbliższym czasie okazja się już nie nadarzy? Kto wie, może to ostatnia szansa obrony przed melancholią deszczowych miejskich weekendów. Jedziemy.

Nocleg. Priorytetowa sprawa. Grzegorz dzwoni i załatwia. Pani Basia ze schroniska młodzieżowego już nas zna, to nie pierwszy raz. Miejsca są, kwota kwaterunku na kieszeń żaka dość przystępna, zaplecze kuchenno-noclegowe będzie na nas czekało. Pani Basia skontaktuje się z nami telefonicznie, kiedy będziemy dreptać.

Jednak zanim zaczniemy dreptać, musimy dojechać pociągiem. Beskid Żywiecki to jakieś 2 godziny 40 minut drogi. Po drodze z okien klekoczącego i przeładowanego osobowego widzimy dworzec w Bielsku (zawsze mnie urzekał, architektoniczna perła) i kościół w Czechowicach, architekt się spisał (przypomina meczet, jest niesamowity, brawa za odważny pomysł splatania kulturowych i religijnych wzorców!).

W końcu Sól i wysiadka. Sól mi się podoba – vis a vis peronu i dworca jest ośrodek wypoczynkowy. Tablica z ofertą a na niej napis, któremu brakuje liter. W nowym brzmieniu wychodzi: SEN KĄPIELOWY. Intrygujące. Jaki napis, taki ośrodek koło torów.

Pierwsza górka, Łysica. Pod górę zaraz po wyjściu z pociągu. Trzeba iść powoli, żeby rozgrzać mięśnie. Już widać, w jakiej kolejności będziemy maszerowali. Grzegorz jest jak wiatr halny. Trudno go dogonić, co przyprawia o irytację. Młodzian! Na szczęście jakoś daję sobie radę choć wyścigów z halnym nie podejmuję. Reszta też nie.

Łysica, Praszywka Wielka, Bendoszka, Przełęcz Przegibek, Hala Rycerzowa. To nasza trasa. Schodzimy do Soblówki, wioski w gminie Ujsoły. Tam, gdzie nasze schronienie, była kiedyś strażnica Straży Granicznej. Spory budynek. Ma swój klimat. Mijamy teren letniej bazy namiotowej koła przewodników z Gliwic. Po drodze zatrzymujemy się pod jubileuszowym krzyżem na Bendoszce. Miły akcent – został odlany w hucie na Śląsku. Szybki posiłek na Przegibku i mkniemy przez las. Na Rycerzowej kultura studencka przeplatana z kulturą beskidzką – siedzą tu i studenci i górale wypasający nieopodal owce. Mkniemy dalej, szarzeje już a przed zmrokiem musimy być na miejscu.

W schronisku pani Basia. Kwaterunek i pogawędka. Okazuje się, że mamy szczęście z noclegiem. Od poniedziałku przyjeżdżają grupy licealne z Poznania. W sumie 90 osób. Dopisuje nam zatem nie tylko pogoda.

Pani Basia przyjdzie jutro zaraz po mszy. Oddamy klucze i w drogę. Teraz można zmyć z siebie pot i znój ostatnich godzin. I rozpalić ognisko, koniecznie. Może pośpiewać? Stefan rozpala ognisko w oka mgnieniu. Skaut się znalazł. Nawet znalazł odpowiedni sprzęt do pieczenia z poświęceniem niesionych całą drogę na plecach kiełbasek. Już prawie zresztą są zrobione, kiedy nie wierzymy własnym uszom.

To, co dzieje się ciut, ciut poza granicą lasu, potrafi przyprawić o dreszcze. Nie może to być nic innego, niż niedźwiedź. I do tego otoczony przez ujadające psy. Niedźwiedzie ryki trwają dość długo, w miarę jak zwierzę idzie skrajem lasu wzdłuż ostatnich zabudowań wsi. A że generalnie misie w okolicy nie zimują, więc pewnie migruje na Słowację. Dominika migruje do łóżka. Nie wiadomo dlaczego, strasznie się boi spotkania z niedźwiedziem, choć nie ma najmniejszych powodów do obaw. Miś boi się bardziej niż ona i oddala się, głosy cichną.

Nazajutrz wręczamy klucze pan Basi i żegnamy się. Podziwiamy miejscową architekturę sakralną. Kościół wypełniony staruszkami w chustach. Tutejsze babcie mają dobrą pamięć i zawsze chodzą w chustach. Idziemy po oscypki, juhasi dzisiaj będą spędzać owce. Jest koniec redyku. Po drodze przechodzimy przez mostek na potoku. Spadająca kaskada wymyła podłoże, jest głębiej. Głębiej na takim potoku to około półtorej metra. Jest ciepło i słonecznie, dziewczęta ryzykują ostatnią letnią kąpiel, wspomnienie wakacji. Szybko im przechodzi ochota na pływanie, woda jest chłodna. Kiedy wychodzą, zapewniają o dobroczynnym skutku takich kąpieli na odporność, skórę etc. Stefan patrzący z góry na potok nie decyduje się na kąpiel. Widać nie wierzy w zbawczy wpływ górskiej wody na zdrowie.

Kolory jesienne niesamowite. Wykupiliśmy ostatnie oscypki. Szybko maszerujemy, chmurzy się i może pokropić. O  17tej odchodzi PKS do Żywca, trzeba zdążyć. Na szczęście, kiedy zaczyna kropić, jesteśmy otoczeni lasem. Docieramy na czas.

I już z Żywca stukoczemy wraz z pociągiem w drodze powrotnej. Widok z katowickiej estakady przed dworcem nie przypomina tego z gór. Mamy jeszcze w głowie wiatr, słońce, kolory ostatnich dni. Do następnego razu. Jeśli pogoda pozwoli.

Lubosz Danielewski

A oto fotografie:



Zmieniony ( 19.10.2010. )
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »
Reklama